Przejdź do głównej zawartości

[1] Gegen meine willen

 Hej misie!
Miałam dodać rozdział dopiero w poniedziałek, ale że ten tydzień był do niczego, to macie go już dzisiaj. Miłego czytania i zapraszam w poniedziałek!!
Wiki xx


 ***
 
Czasami jedna krótka chwila może zmienić całe nasze życie. I nikt nie zastanawia się nad tym, jak mogło być. Liczy się tylko teraźniejszość i świat, który trzeba stawiać od podstaw. Mój świat posypał się zanim nauczono mnie, jak stawiać jego fundamenty. Zostałem zupełnie sam wśród sterty gruzów i nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Nawet teraz, mając już te naście lat nawiedza mnie ten dzień w koszmarach. Dzień, w którym musiałem dorosnąć, choć przede mną miało malować się cudowne dzieciństwo.

Doskonale to pamiętam. Zupełnie, jakby coś w mojej głowie nie pozwalało zapomnieć żadnego detalu. Siedzieliśmy razem z Billem w jego pokoju i nadsłuchiwaliśmy kłótni rodziców, która z każdą chwilą nabierała tempa. I choć mieliśmy tylko sześć lat wiedzieliśmy, że nie będzie szczęśliwego zakończenia. Coś się zmieniało, a my nie mieliśmy na to wpływu. Nie mogliśmy nic zrobić czy powiedzieć, bo tak naprawdę nikogo nie obchodziło nasze zdanie. Byliśmy tylko dziećmi, które musiały oglądać umierającą miłość i rozpadającą się rodzinę.

A potem nastała pustka. Nie wiem, kiedy dokładnie zdałem sobie sprawę z tego, gdzie jestem, ale musiało minąć sporo czasu, bo zdążyłem się tam dobrze zadomowić. Nie przeszkadzało mi, że odciąłem się od świata. Nie potrzebowałem go. Miałem siebie i świat w swojej głowie, który dawał mi poczucie bezpieczeństwa. Zamykałem się w nim na długie godziny i zastanawiałem się, co będzie dalej. Jak poradzimy sobie bez taty, co się zmieni. Czy mama wciąż będzie mieć dla nas tyle czasu, co wcześniej. Czy ktokolwiek odbuduje świat, który rodzice wspólnymi siłami zniszczyli.

Bałem się. Nie wiem skąd wziął się ten strach, ale często nie dawał mi spać po nocach. Wtedy na palcach przebiegałem przez korytarz i cicho zamykałem za sobą drzwi do pokoju brata, który chyba wyczuwał, że przyjdę, bo nigdy wtedy nie spał. Siadaliśmy razem na łóżku i rozmawialiśmy póki nie zaczynało świtać. To były te krótkie chwile, w których nie czułem się kompletnie samotny. Ale Bill nie zawsze mógł być przy mnie. On też walczył ze swoimi demonami, a ja nie wiedziałem co zrobić, by mu pomóc. Więc nie robiłem nic i modliłem się, by go nie pokonały. Gdyby tak się stało zostałbym zupełnie sam. I choć tak często odcinałem się od ludzi i zamykałem w swoim świecie to myśl, że mogłoby zabraknąć jedynej osoby, która wiedziała, co naprawdę czuje napawała mnie takim lękiem, że brakowało mi tchu.

Bill od zawsze był jedynym jasnym punktem w moim życiu. Niczym anioł stróż czuwał nade mną i wyciągał pomocną dłoń, gdy staczałem się w otchłań przeszłości. Nigdy nie pozwolił mi do końca upaść, zawsze zjawiając się w ostatniej chwili. Raz nawet zapytałem go, dlaczego to robi. Jego odpowiedź nie dawała mi spokoju przez kilka kolejnych nocy.

- Może nie mówisz o tym głośno, ale wiem kiedy naprawdę mnie potrzebujesz. Czuję to.

Co jeszcze czuł? Jak wiele wiedział? Czy mogłem przed nim cokolwiek ukryć? Wydaje mi się, że nigdy tak naprawdę nie udało mi się uzyskać odpowiedzi na te pytania. Wiele razy próbowałem ukryć swoje małe upadki i potknięcia. Zatuszować je wyuczonym uśmiechem, a rozczarowania spychać w najdalszy kąt zbolałego serca. I tylko unikałem patrzenia w jego oczy, bo gdybym to zrobił, on poznałby całą prawdę. A może i tak ją znał. Może to ja broniłem się uparcie przed przyznaniem do tego, jak bardzo go potrzebowałem. Nigdy mu tego nie powiedziałem. Tak samo, jak nigdy nie usłyszał, ile znaczy dla mnie jego obecność.


Jak przez mgłę pamiętam dzień, w którym pierwszy raz upadłem. To było bolesne doświadczenie, które pozostawiło po sobie trwałe ślady. Gdzieś tam w środku wciąż nie potrafiłem pogodzić się z tym, że moja rodzina nie jest idealna. Dawało to o sobie znać w najdziwniejszych momentach mojego życia. Ale ten pierwszy upadek miał chyba największe znaczenie. Wciąż byłem dzieckiem. Miałem jakieś dwanaście, może trzynaście lat. Znajomi zrobili imprezę, na której po raz pierwszy pojawił się alkohol. A moje sumienie wybrało sobie właśnie ten moment, by przypomnieć mi, jak wiele straciłem. Więc zrobiłem to, co robiło już wielu ludzi przede mną – upiłem się. Utopiłem w alkoholu wyrzuty sumienia, które nie dawały mi spokoju. Wszystko przestało mieć znaczenie. Z każdym kolejnym łykiem czułem się wolny, leki. Jakby ktoś zabrał ode mnie cały ten ból, który trawił mnie od środka. Pamiętam, że Bill próbował mi pomóc. Chciał zabrać mnie do domu, zabierał z rąk butelki z piwem. Warknąłem tylko na niego, by zajął się swoim życiem i dalej powoli się upijałem. Potem tylko parę razy usłyszałem od niego, że się martwi o mnie. Widział, co się ze mną działo. A może bardziej wyczuwał. Czasami zastanawiałem się, jak wiele wiedział, a jak wiele czuł. I czy to się pokrywało.

Tamtego dnia widział mój upadek i pierwszy raz nie mógł mnie przed nim uchronić. Chyba nigdy sobie tego nie wybaczył, choć przecież robił, co mógł. Wyrzuty sumienia wróciły do mnie ze zdwojoną siłą, gdy tylko resztki procentów wyparowały z mojego organizmu. Zawiodłem go i wiedziałem, że zawiodę jeszcze nie raz. Modliłem się, by miał więcej siły ode mnie i nie poddał się tak szybko. Bo jeśli i on upadnie, to kto pomoże mi się podnieść po kolejnym upadku?

Długo się zbierałem w sobie, by go przeprosić. Próbowałem udawać, że nic się nie stało, ale za każdym razem, gdy odważyłem się spojrzeć w jego oczy widziałem malujące się w nich rozczarowanie.

- Bill ja... Przepraszam. Powinienem był cię posłuchać. Nie wiem, co się ze mną stało.
- Ja też nie wiem Tom, ale boje się o Ciebie. Zmieniłeś się.

Zaskoczyła mnie jego wypowiedź. Naprawdę się zmieniłem? Czemu tego nie zauważyłem? Czy to możliwe, że byłem aż tak zapatrzony w świat, który już nie istniał, że umknęło mi tak wiele rzeczy? Skruszony poprosiłem Billa o pomoc. Nie chciałem dłużej upadać. A bez niego nie mogłem się podnieść. Na szczęście znalazł idealne lekarstwo – muzyka. Za jego namową wróciłem do nauki gry na gitarze i z czasem zaczęliśmy wspólnie komponować. Łapaliśmy się wszystkich możliwych występów próbując zaistnieć. Podziwiałem w nim wszystko. Upór, determinacje, siłę i wiarę, która zdawała się czynić jego świat lepszym miejscem. Chciałem kiedyś znaleźć się w tym świecie. Spojrzeć na wszystko jego oczami. Uwierzyć.

Ale to jeszcze nie był mój czas. Musiałem najpierw uporać się z przeszłością. Pozwolić jej odejść. Dużo czasu zajęło mi zrozumienie, że nie miałem wpływu na to, co się stało. I nawet jeśli to było wbrew temu, czego chciałem i oczekiwałem, nic już nie mogłem zrobić. Czy był sens dalej się tym katować? Może powinienem zbudować swój świat na czymś trwalszym, co nie przeminie? Czy coś takiego w ogóle istniało?

Były dni, że wierzyłem w nasz sukces. Upór Billa potrafił czynić cuda. Ale zdarzały się gorsze chwile, które sprawiały, że coś we mnie przygasało. Myliłem wtedy chwyty, gubiłem melodie. Jakby ktoś na górze dawał mi znak, że to nie to. On jednak nie pozwalał mi się poddać. I chyba dzięki jego determinacji udało nam się założyć zespół. Nie wiem skąd tak naprawdę wzięli się Georg i Gustav. Pewnego dnia po prostu zjawili się i powiedzieli, że chcą z nami grać. Wreszcie tworzyliśmy prawdziwy zespół. Teraz nikt nie mógł nas tak po prostu odesłać z kwitkiem. Ciężko pracowaliśmy, by dobrze razem brzmieć. Bill nie rozstawał się z notatnikiem, w którym ciągle dopisywał nowe wersy piosenek. Wszyscy zaraziliśmy się od niego wiarą i to ona pozwalała nam przetrwać gorsze dni.

Jeszcze wiele lat później zastanawiałem się, czy gdyby Bill był inną osobą to osiągnąłby to samo. I czy pociągnąłby mnie za sobą. Może zostawiłby mnie w moim świecie i sam zdobywał góry? Boje się o tym myśleć. Na samym dnie wcale nie jest tak, jak się tego spodziewałem. Nie jest łatwo się od niego odepchnąć. A droga na powierzchnię ciągnie się bez końca.


- Myślisz, że w końcu nam się uda?
- Jeśli będziemy tego chcieć to nie ma innej opcji.
- Ja już nie umiem bardziej tego chcieć Bill.
- Umiesz. Musisz tylko zamknąć oczy i zacząć pragnąć tego sercem.

Jego delikatny uśmiech, gdy to mówił rozjaśniał mroki mojego upadłego świata. Choć wątpiłem w to, że będę potrafił kiedyś pragnąć sercem to uparcie próbowałem. Coraz częściej zamykałem oczy i dawałem się ponieść wyobraźni. Raz po raz zadając sobie pytanie czy to już to. Jak bliski tego byłem? Nie mam pojęcia. Ale widząc uśmiech na twarzy Billa i te psotne błyski w oczach, wierzyłem, że bliżej niż kiedykolwiek wcześniej.


- Myślę, że na dzisiaj starczy. Musimy się zastanowić, co zagramy na przeglądzie.

Spokojny głos Billa wyrwał mnie z zamyślenia. Przegląd. Wydarzenie, na które czekaliśmy od kilku tygodni. Pierwszy raz zaprezentujemy się, jako zespół.

- Najlepiej to, co dobrze nam wychodzi. Nie rzucajmy się z motyką na słońce – powiedział Georg odstawiając swój bas na stojak i siadając na wysłużonej kanapie. W naszej sali prób nie było za wiele mebli, ale te kilka gratów, które tutaj przywieźliśmy nadawało jej klimatu. To było nasze miejsce. Nasz mały raj.
- Georg ma racje. Zagrajmy to, czym pokażemy, na co nas stać.

Widziałem, jak Bill marszczy czoło myśląc intensywnie na tym, które kawałki wychodzą nam najlepiej. Pewnie w jego mniemaniu wszystko takie było. Cały Bill i jego wyidealizowane spojrzenie na świat.

- Ile kawałków możemy zagrać?
- Trzy.
- No to proponuję Leb die sekunde, it's hard to life i
Schönes Mädchen aus dem All.

Myślę, że gdyby nie poparcie ze strony Georga i Gustava, Bill zaproponowałby coś innego. I nie potrafię wyobrazić sobie, jaki to mogłoby mieć wpływ na nasz występ. W końcu dzięki niemu udało nam się nagrać demo. Nie staliśmy się dzięki temu sławni. Nikt nie prosił nas o autografy, ale pierwszy raz mieliśmy szansę zamknąć się w studiu i nagrać to, co mieliśmy do pokazania.

I wiem, że to było nam potrzebne. Musieliśmy poczuć smak porażki, by docenić później to, co otrzymaliśmy od losu. Tylko czasem mam ochotę śmiać się, gdy przypomnę sobie niezadowolenie na twarzy Billa, który zupełnie inaczej wyobrażał sobie początek naszej kariery. Ciekawe, jak wiele ma mi za złe i czy kiedyś wybaczy mi, że go zawiodłem. Nigdy nie chciałem tego zrobić, ale czasem tak się dzieje. W końcu nie na wszystko mamy wpływ. Są rzeczy, sytuacje, które dzieją się wbrew naszej woli, a my możemy tylko stać i przyglądać się, jak wiele zmieniają i niszczą.

Czasem żałuję, że nie próbowałem niczego zrobić. Że po prostu patrzyłem, jak mój świat upada. Czasem czuję w ustach smak pyłu, który długo unosił się nad gruzowiskiem mojego życia. Czasem brakuje mi tchu i budzę się w nocy zalany potem. Ale nie idę już na koniec korytarza, do pokoju Billa. Choć czuję, że on i tak wtedy nie śpi tylko czeka na mnie.

Bo czuje więcej niż powinien wiedzieć.

Komentarze

  1. Jaki piękny początek dnia i weekendu <3
    Cudowny odcinek :) Uwielbiam takie przemyślane teksty ;)
    Czekam na poniedziałkowy kawałek :) Jestem bardzo ciekawa co też wydarzy się w życiu chłopców, co nam przedstawisz ;) No, nic.. Lecę, bo czas szykować się do pracy ;-;
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się że mogłam Ci podarować taki dobry początek dnia. Ja spędzam go w pociągu Ale bigos od mamy jest tego wart. Mam nadzieję że kolejna część Cię nie rozczaruje. Miłej pracy!

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

[4] Darkside of the sun

Więc robiłem wszystko, co mogłem, by się zmienić. Uciekałem od schematów. Codziennie wstawałem o innej godzinie, jadałem co innego na śniadanie. Oglądałem w różnych godzinach telewizję, poświęcałem czas na grę na gitarze, która przecież tyle czasu stała opuszczona w kącie pokoju. Naprawdę się starałem. Miałem nadzieję, że jeśli przestanę zachowywać się, jak automat to zacznę coś czuć. Minął jeden tydzień, drugi, trzeci i nic się nie zmieniło. Wciąż nie czułem nic. I pierwszy raz od bardzo dawna zacząłem się tego obawiać. Czyżby moja spowiedź nadeszła za późno? Nie było już dla mnie nadziei? Znowu czułem na sobie czujny wzrok Billa. On też czekał na zmianę, która nie chciała nadejść. Chyba nawet dostrzegał moją walkę z samym sobą. Widział zdecydowanie więcej, niż powinien, ale nie potrafiłem być na niego o to zły. Tylko on był w stanie mnie uratować, choć od dawna czułem, że i on zaczyna we mnie wątpić. I tak minął mi miesiąc. W tym czasie bywaliśmy w studio pracując nad naszą pierwszą

[3] Beichte

W życiu każdego człowieka nadchodzi moment, w którym trzeba stanąć twarzą w twarz ze swoimi grzechami i ponieść konsekwencje popełnionych błędów. Nigdy nie sądziłem, że moja spowiedź nadejdzie tak szybko. Mam zaledwie piętnaście lat. Czy zdążyłem mocno nagrzeszyć przez tak krótki czas? Okazuje się, że tak. W moim życiu od pewnego czasu pierwsze skrzypce grają schematy. A do każdego schematu posiadam komplet masek. Czy potrafiłbym być sobą? Czy wiem jeszcze, kim tak naprawdę jestem? Mam wrażenie, że ten pogodny chłopiec odszedł dawno temu, a ja, zbyt zajęty schematami, nawet tego nie zauważyłem. Stoję przed lustrem. Spoglądam sobie prosto w oczy. Kogo widzę? Nie wiem. Osoba, na którą spoglądam nie jest mną. Nie może być. Bo jak mógłbym nie poznawać samego siebie? Czy można czuć się obcym we własnym ciele? Ja chyba tego doświadczyłem. Spuściłem wzrok nie chcąc więcej spoglądać w tą obcą twarz, która nie potrafiła wyrażać żadnych uczuć. Czy od dawna byłem pusty? Nie wiem. Ostatnio te dwa