Więc
robiłem wszystko, co mogłem, by się zmienić. Uciekałem od
schematów. Codziennie wstawałem o innej godzinie, jadałem co
innego na śniadanie. Oglądałem w różnych godzinach telewizję,
poświęcałem czas na grę na gitarze, która przecież tyle czasu
stała opuszczona w kącie pokoju. Naprawdę się starałem. Miałem
nadzieję, że jeśli przestanę zachowywać się, jak automat to
zacznę coś czuć. Minął jeden tydzień, drugi, trzeci i nic się
nie zmieniło. Wciąż nie czułem nic. I pierwszy raz od bardzo
dawna zacząłem się tego obawiać. Czyżby moja spowiedź nadeszła
za późno? Nie było już dla mnie nadziei?
Znowu czułem na sobie czujny wzrok Billa. On też czekał na zmianę, która nie chciała nadejść. Chyba nawet dostrzegał moją walkę z samym sobą. Widział zdecydowanie więcej, niż powinien, ale nie potrafiłem być na niego o to zły. Tylko on był w stanie mnie uratować, choć od dawna czułem, że i on zaczyna we mnie wątpić.
I tak minął mi miesiąc. W tym czasie bywaliśmy w studio pracując nad naszą pierwszą płytą. Ja starałem się uśmiechać i brać udział w dyskusjach. Reszta zespołu wydawała się być zadowolona. W końcu zacząłem przejawiać jakieś zainteresowanie tym, co się tam działo. Tylko Bill się nie uśmiechał. Tylko on wiedział, jak wiele kosztowało mnie uśmiechanie się i zmuszanie do rozmów, na które nie miałem ochoty. Zastanawiałem się, czy już zaczął mną gardzić czy jeszcze nie przekroczyłem tej niewidzialnej granicy.
Znalazłem się to tej niewłaściwej stronie słońca. Tej ciemnej. A może już od dawna tam byłem, tylko nie zdawałem sobie z tego sprawy? Po tej stronie słońca uczucia nie istniały, a ludzie nie przejmowali się tym, co inni o nich myślą. To był świat pełen zamkniętych w sobie egoistów, którzy dostrzegali tylko czubek własnego nosa. A ja byłem jednym z nich. I wcale nie czułem się z tym tak dobrze, jak kiedyś. Moja spowiedź coś we mnie zmieniła, ale nie na tyle, bym potrafił się stąd wyrwać. I nawet w oczach Billa w końcu zgasła nadzieja.
Zawsze wiedziałem, że jesteśmy sobie bliscy. Nawet wtedy, gdy byłem automatyczny i schematyczny. Wiedziałem, że on jest i czeka tylko, by mi pomóc. Teraz tego nie czułem. Bałem się zwrócić do niego, by nie zostać odrzuconym. On chyba w końcu zrozumiał, że na kogoś takiego, jak ja nie warto marnować czasu. Zajął się tym, co kochał najbardziej – muzyką. I myślę, że ona wypełniała mu pustkę, która powstała, gdy stracił mnie. A przynajmniej ja tak sobie z tym radziłem. Grałem więcej, niż kiedykolwiek wcześniej. Wciąż przychodziły mi do głowy nowe melodie, nowe brzmienia, nowe rytmy. A ja chciałem zagrać je wszystkie, bo wierzyłem, że jeśli to zrobię, coś się zmieni. On do mnie wróci i znowu będę mógł na nim polegać. Mieć pewność, że gdy upadnę on będzie obok, by mnie podnieść.
Pragnąłem tego tak bardzo, że niemal popadłem w obsesję. Myślałem tylko o tym. W nocy męczyły mnie chore koszmary. Zacząłem naprawdę udzielać się na próbach. Wydawało mi się, że Bill to dostrzega, ale wciąż nic się nie działo. Wciąż robiłem za mało. W końcu nie wytrzymałem.
- Dlaczego mi to robisz? - zapytałem, gdy wracaliśmy ze studia do domu. Chłopaków już nie było z nami. Zawsze odwoziliśmy ich najpierw, bo było po drodze. Teraz w ciemnym busie nabrałem odwagi, by zadać to pytanie, które od jakiegoś czasu nie dawało mi spokoju. I poczułem coś na kształt ulgi.
- O co Ci chodzi?
- Dlaczego mnie zostawiłeś? Gdy ja tak bardzo Cię potrzebowałem.
Nie odpowiedział. Nie odezwał się też do mnie słowem przez najbliższe kilka dni. A ja po raz kolejny cofałem się w stronę słońca. Tej jego ciemniejszej strony. Tam czułem się bezpieczny. Tam nikt nie mógł mnie zranić. To był mój mały azyl. I nawet Bill nie miał do niego dostępu. Zabolało mnie jego zachowanie. Nie wiem, czy potrafiłbym mu teraz wybaczyć. Potrzebowałem czasu, by to wszystko przemyśleć i przeanalizować. Wciąż od nowa zastanawiałem się, gdzie popełniłem błąd i w którym momencie przekroczyłem granicę. Przecież tak bardzo się starałem. Dlaczego on tego nie wiedział? A może nie chciał widzieć? Może jemu było prościej, gdy nie miał na głowie brata, którego wiecznie trzeba było pilnować? Może poczuł ulgę, gdy zobaczył, że nie potrafię się zmienić? Czy był do tego zdolny? Nie wiedziałem. Nagle okazało się, że w ogóle nie znałem mojego brata. A czy on znał mnie? Dlaczego nagle staliśmy się dla siebie zupełnie obcymi osobami?
W tamte dni często zastanawiałem się, czy i Bill nie ma takiej swojej ciemnej strony słońca. Miejsca, w które się chowa, by nikt nie widział, jak cierpi. Gdy sięgałem pamięcią wstecz nie dostrzegałem niczego takiego. Jego uczucia zawsze można było wyczytać z wyrazu twarzy. Był niczym otwarta księga. Gotowy, by z niego czytać. A teraz? Nosił wciąż ten sam wyraz twarzy. Rozmawiał ze wszystkimi tylko nie ze mną. I robił wszystko, by nie zostawać ze mną sam na sam. A ja nie wiedziałem dlaczego.
Czy mogłem być aż tak zły? Czy naprawdę go zraniłem swoją nieudolnością? Czy nie był w stanie mi wybaczyć?
Musiałem z kimś porozmawiać. To zaczynało mnie przerastać. A jedyną osobą, z którą byłem w stanie porozmawiać nie chciała rozmawiać ze mną. Więc udałem się do kuchni, w której siedziała mama.
- Mogę z tobą chwilę porozmawiać? - zapytałem niepewnie. Widziałem zaskoczenie na jej twarzy. I po raz kolejny zacząłem się zastanawiać, czy naprawdę aż tak odciąłem się od ludzi? Chyba tak. Uśmiechnęła się do mnie i poklepała miejsce obok siebie. Zająłem je i chwilę milczałem próbując poukładać sobie to wszystko w głowie. A potem zacząłem opowiadać. O mojej automatyczności, schematach, których uparcie się trzymałem, ciemnej stronie, na której znalazłem schronienie, upadkach, pomocy Billa, jego nagłej zmianie, bólu, który przez to odczuwałem. Mówiłem i mówiłem, a ona w milczeniu mnie słuchała. Gdy wreszcie skończyłem przytuliła mnie do siebie i to było warte więcej niż tysiąc słów, które mogła powiedzieć. Byłem jej za to wdzięczny. Ulżyło mi, gdy wyrzuciłem to z siebie. A jej ciepłe ramiona były ukojeniem dla mojej zagubionej duszy. Nie odrzuciła mnie tak, jak Bill. Skoro była w stanie wybaczyć mi to, co robiłem to może pewnego dnia i on mi wybaczy. Wierzyłem w to z całego serca.
Zacząłem więcej rozmawiać z mamą. Zauważyłem, że to w jakiś dziwny sposób na mnie działa. Czyni mnie kimś lepszym. Ona chyba też to dostrzegała. Uśmiechała się do mnie ciepło i zawsze czekała aż do niej przyjdę. Nigdy nie próbowała zmuszać mnie do mówienie. Były dni, kiedy po prostu siedzieliśmy w kuchni i milczeliśmy. I to też mi pomagało. Dopiero później dotarło do mnie, że to nie rozmowy czy wspólne milczenie mi pomagało, a fakt, że ktoś mimo błędów, które popełniałem zaakceptował mnie i obdarzył uczuciem. Choć wiem, że ona kochała mnie zawsze. Nawet wtedy, gdy ja tak uparcie nie chciałem tego dostrzegać.
Bill wciąż był na mnie zły, choć nie widziałem w jego oczach tych złych błysków. Myślę, że on wiedział o moich rozmowach z mamą. Musiał widzieć, że ona dobrze na mnie wpływają. Może tylko czekał, aż ja wykonam jakiś gest w jego stronę? Ale na to nie byłem jeszcze gotowy. Chciałem to zaplanować. Chciałem ofiarować mu coś, czego nie odrzuci. Bardzo bałem się tego uczucia, więc zwlekałem. Wiedziałem, że nadejdzie dzień, w którym porozmawiamy ze sobą i wszystko będzie tak proste, jak kiedyś a my znowu będziemy mogli na sobie polegać. Wiem, że wtedy powiem mu, że zawsze byłem i będę obok, by mu pomóc, choć on nigdy nie potrzebował ode mnie tej pomocy. Ale chcę, by o tym wiedział. I chcę, by on był przy mnie. Potrzebowałem go. Był moją jedyną nadzieją na wydostanie się z tego mrocznego świata, w którym utknąłem na własne życzenie. I wiedziałem, że w końcu mi przebaczy i pomoże. Musiałem tylko poczekać na odpowiedni dzień, moment.
Znowu czułem na sobie czujny wzrok Billa. On też czekał na zmianę, która nie chciała nadejść. Chyba nawet dostrzegał moją walkę z samym sobą. Widział zdecydowanie więcej, niż powinien, ale nie potrafiłem być na niego o to zły. Tylko on był w stanie mnie uratować, choć od dawna czułem, że i on zaczyna we mnie wątpić.
I tak minął mi miesiąc. W tym czasie bywaliśmy w studio pracując nad naszą pierwszą płytą. Ja starałem się uśmiechać i brać udział w dyskusjach. Reszta zespołu wydawała się być zadowolona. W końcu zacząłem przejawiać jakieś zainteresowanie tym, co się tam działo. Tylko Bill się nie uśmiechał. Tylko on wiedział, jak wiele kosztowało mnie uśmiechanie się i zmuszanie do rozmów, na które nie miałem ochoty. Zastanawiałem się, czy już zaczął mną gardzić czy jeszcze nie przekroczyłem tej niewidzialnej granicy.
Znalazłem się to tej niewłaściwej stronie słońca. Tej ciemnej. A może już od dawna tam byłem, tylko nie zdawałem sobie z tego sprawy? Po tej stronie słońca uczucia nie istniały, a ludzie nie przejmowali się tym, co inni o nich myślą. To był świat pełen zamkniętych w sobie egoistów, którzy dostrzegali tylko czubek własnego nosa. A ja byłem jednym z nich. I wcale nie czułem się z tym tak dobrze, jak kiedyś. Moja spowiedź coś we mnie zmieniła, ale nie na tyle, bym potrafił się stąd wyrwać. I nawet w oczach Billa w końcu zgasła nadzieja.
Zawsze wiedziałem, że jesteśmy sobie bliscy. Nawet wtedy, gdy byłem automatyczny i schematyczny. Wiedziałem, że on jest i czeka tylko, by mi pomóc. Teraz tego nie czułem. Bałem się zwrócić do niego, by nie zostać odrzuconym. On chyba w końcu zrozumiał, że na kogoś takiego, jak ja nie warto marnować czasu. Zajął się tym, co kochał najbardziej – muzyką. I myślę, że ona wypełniała mu pustkę, która powstała, gdy stracił mnie. A przynajmniej ja tak sobie z tym radziłem. Grałem więcej, niż kiedykolwiek wcześniej. Wciąż przychodziły mi do głowy nowe melodie, nowe brzmienia, nowe rytmy. A ja chciałem zagrać je wszystkie, bo wierzyłem, że jeśli to zrobię, coś się zmieni. On do mnie wróci i znowu będę mógł na nim polegać. Mieć pewność, że gdy upadnę on będzie obok, by mnie podnieść.
Pragnąłem tego tak bardzo, że niemal popadłem w obsesję. Myślałem tylko o tym. W nocy męczyły mnie chore koszmary. Zacząłem naprawdę udzielać się na próbach. Wydawało mi się, że Bill to dostrzega, ale wciąż nic się nie działo. Wciąż robiłem za mało. W końcu nie wytrzymałem.
- Dlaczego mi to robisz? - zapytałem, gdy wracaliśmy ze studia do domu. Chłopaków już nie było z nami. Zawsze odwoziliśmy ich najpierw, bo było po drodze. Teraz w ciemnym busie nabrałem odwagi, by zadać to pytanie, które od jakiegoś czasu nie dawało mi spokoju. I poczułem coś na kształt ulgi.
- O co Ci chodzi?
- Dlaczego mnie zostawiłeś? Gdy ja tak bardzo Cię potrzebowałem.
Nie odpowiedział. Nie odezwał się też do mnie słowem przez najbliższe kilka dni. A ja po raz kolejny cofałem się w stronę słońca. Tej jego ciemniejszej strony. Tam czułem się bezpieczny. Tam nikt nie mógł mnie zranić. To był mój mały azyl. I nawet Bill nie miał do niego dostępu. Zabolało mnie jego zachowanie. Nie wiem, czy potrafiłbym mu teraz wybaczyć. Potrzebowałem czasu, by to wszystko przemyśleć i przeanalizować. Wciąż od nowa zastanawiałem się, gdzie popełniłem błąd i w którym momencie przekroczyłem granicę. Przecież tak bardzo się starałem. Dlaczego on tego nie wiedział? A może nie chciał widzieć? Może jemu było prościej, gdy nie miał na głowie brata, którego wiecznie trzeba było pilnować? Może poczuł ulgę, gdy zobaczył, że nie potrafię się zmienić? Czy był do tego zdolny? Nie wiedziałem. Nagle okazało się, że w ogóle nie znałem mojego brata. A czy on znał mnie? Dlaczego nagle staliśmy się dla siebie zupełnie obcymi osobami?
W tamte dni często zastanawiałem się, czy i Bill nie ma takiej swojej ciemnej strony słońca. Miejsca, w które się chowa, by nikt nie widział, jak cierpi. Gdy sięgałem pamięcią wstecz nie dostrzegałem niczego takiego. Jego uczucia zawsze można było wyczytać z wyrazu twarzy. Był niczym otwarta księga. Gotowy, by z niego czytać. A teraz? Nosił wciąż ten sam wyraz twarzy. Rozmawiał ze wszystkimi tylko nie ze mną. I robił wszystko, by nie zostawać ze mną sam na sam. A ja nie wiedziałem dlaczego.
Czy mogłem być aż tak zły? Czy naprawdę go zraniłem swoją nieudolnością? Czy nie był w stanie mi wybaczyć?
Musiałem z kimś porozmawiać. To zaczynało mnie przerastać. A jedyną osobą, z którą byłem w stanie porozmawiać nie chciała rozmawiać ze mną. Więc udałem się do kuchni, w której siedziała mama.
- Mogę z tobą chwilę porozmawiać? - zapytałem niepewnie. Widziałem zaskoczenie na jej twarzy. I po raz kolejny zacząłem się zastanawiać, czy naprawdę aż tak odciąłem się od ludzi? Chyba tak. Uśmiechnęła się do mnie i poklepała miejsce obok siebie. Zająłem je i chwilę milczałem próbując poukładać sobie to wszystko w głowie. A potem zacząłem opowiadać. O mojej automatyczności, schematach, których uparcie się trzymałem, ciemnej stronie, na której znalazłem schronienie, upadkach, pomocy Billa, jego nagłej zmianie, bólu, który przez to odczuwałem. Mówiłem i mówiłem, a ona w milczeniu mnie słuchała. Gdy wreszcie skończyłem przytuliła mnie do siebie i to było warte więcej niż tysiąc słów, które mogła powiedzieć. Byłem jej za to wdzięczny. Ulżyło mi, gdy wyrzuciłem to z siebie. A jej ciepłe ramiona były ukojeniem dla mojej zagubionej duszy. Nie odrzuciła mnie tak, jak Bill. Skoro była w stanie wybaczyć mi to, co robiłem to może pewnego dnia i on mi wybaczy. Wierzyłem w to z całego serca.
Zacząłem więcej rozmawiać z mamą. Zauważyłem, że to w jakiś dziwny sposób na mnie działa. Czyni mnie kimś lepszym. Ona chyba też to dostrzegała. Uśmiechała się do mnie ciepło i zawsze czekała aż do niej przyjdę. Nigdy nie próbowała zmuszać mnie do mówienie. Były dni, kiedy po prostu siedzieliśmy w kuchni i milczeliśmy. I to też mi pomagało. Dopiero później dotarło do mnie, że to nie rozmowy czy wspólne milczenie mi pomagało, a fakt, że ktoś mimo błędów, które popełniałem zaakceptował mnie i obdarzył uczuciem. Choć wiem, że ona kochała mnie zawsze. Nawet wtedy, gdy ja tak uparcie nie chciałem tego dostrzegać.
Bill wciąż był na mnie zły, choć nie widziałem w jego oczach tych złych błysków. Myślę, że on wiedział o moich rozmowach z mamą. Musiał widzieć, że ona dobrze na mnie wpływają. Może tylko czekał, aż ja wykonam jakiś gest w jego stronę? Ale na to nie byłem jeszcze gotowy. Chciałem to zaplanować. Chciałem ofiarować mu coś, czego nie odrzuci. Bardzo bałem się tego uczucia, więc zwlekałem. Wiedziałem, że nadejdzie dzień, w którym porozmawiamy ze sobą i wszystko będzie tak proste, jak kiedyś a my znowu będziemy mogli na sobie polegać. Wiem, że wtedy powiem mu, że zawsze byłem i będę obok, by mu pomóc, choć on nigdy nie potrzebował ode mnie tej pomocy. Ale chcę, by o tym wiedział. I chcę, by on był przy mnie. Potrzebowałem go. Był moją jedyną nadzieją na wydostanie się z tego mrocznego świata, w którym utknąłem na własne życzenie. I wiedziałem, że w końcu mi przebaczy i pomoże. Musiałem tylko poczekać na odpowiedni dzień, moment.
Absolutnie mnie nie rozczarował. Jestem z niego zadowolona :)
OdpowiedzUsuńI czekam na ciąg dalszy,
Buziaki :*
Bardzo mnie to cieszy i mam nadzieję, że dalej będzie tylko lepiej ;*
UsuńKiedy będzie następny rozdział? Bo już nie mogę się doczekać :)
OdpowiedzUsuń