W
życiu każdego człowieka nadchodzi moment, w którym trzeba stanąć
twarzą w twarz ze swoimi grzechami i ponieść konsekwencje
popełnionych błędów. Nigdy nie sądziłem, że moja spowiedź
nadejdzie tak szybko.
Mam zaledwie piętnaście lat. Czy zdążyłem mocno nagrzeszyć przez tak krótki czas? Okazuje się, że tak. W moim życiu od pewnego czasu pierwsze skrzypce grają schematy. A do każdego schematu posiadam komplet masek. Czy potrafiłbym być sobą? Czy wiem jeszcze, kim tak naprawdę jestem?
Mam wrażenie, że ten pogodny chłopiec odszedł dawno temu, a ja, zbyt zajęty schematami, nawet tego nie zauważyłem.
Stoję przed lustrem. Spoglądam sobie prosto w oczy. Kogo widzę? Nie wiem. Osoba, na którą spoglądam nie jest mną. Nie może być. Bo jak mógłbym nie poznawać samego siebie? Czy można czuć się obcym we własnym ciele? Ja chyba tego doświadczyłem. Spuściłem wzrok nie chcąc więcej spoglądać w tą obcą twarz, która nie potrafiła wyrażać żadnych uczuć. Czy od dawna byłem pusty? Nie wiem. Ostatnio te dwa słowa są odpowiedzią na wszystkie moje pytania.
- Bill co się ze mną stało?
- Zmieniłeś się, a ja nie potrafiłem Cię uratować. Przepraszam.
Ból w oczach mojego brata był nie do zniesienia. Dlaczego obwiniał się za coś, na co tak naprawdę nie miał wpływu? Przecież nic nie nie mógł zrobić. Skoro ja nie potrafiłem tego powstrzymać, to jego starania tym bardziej nie przyniosłyby efektu. A mimo to mój mały braciszek czuł wyrzuty sumienia. Czy to nie ja powinienem je mieć?
Sumienie. Czym jest i jak się objawia? Nie wiem. Nigdy nie miałem wyrzutów sumienia. Nigdy nie dręczyło mnie poczucie, że coś zrobiłem źle i powinienem to jakoś naprawić. Będąc pustym w środku nie można liczyć na pomoc czegoś, co podobno każdy człowiek posiada. Czy w takim razie byłem wadliwym towarem pozbawionym sumienia, które pomaga nam rozróżniać dobro od zła?
Nigdy nie byłem specjalnie wierzący. Nie chodziłem do kościoła, nie modliłem się. Uważałem, że Bóg i tak nie znajdzie czasu, by zająć się moimi problemami. Czy właśnie w tym miejscu popełniłem błąd? Nie wiem.
Wciąż nagrywaliśmy naszą pierwszą płytę. Wszyscy byli podekscytowani. Bill bez przerwy nucił nowe utwory, a uśmiech nie schodził z jego twarzy. Georg i Gustav praktycznie zamieszkali w naszym salonie, gdzie razem z Billem przez długie godziny marzyli o trasie, fanach, teledyskach i pierwszych miejscach list przebojów. To był czas, w którym zacząłem unikać tego pomieszczenia nie chcąc się natknąć na ich dobry nastrój.
Znowu zamykałem się w pokoju i rzucałem gniewne spojrzenia w stronę gitary. Dlaczego przestałem o tym marzyć? Dlaczego zaczęło mnie to niszczyć, choć cała reszta odradzała się na nowo? Czy naprawdę coś było ze mną nie tak?
Wiele razy zawiodłem mojego brata. Nie było mnie obok, gdy tego potrzebował. Nie słyszał ode mnie słów pociechy. Moje ramiona były dla niego zamknięte. Nie mógł się na nich wypłakać. Mój pokój stał się niezdobytą twierdzą, którą w końcu przestał odwiedzać. Czułem, że miał mi to za złe, ale niczego nie powiedział. Chyba wciąż miał nadzieję, że coś się zmieni. Ja tą nadzieję straciłem dawno temu.
Nigdy nie kochałem. Nie wiem, czy to liczy się jako grzech, ale zawsze wpajano mi, że miłość jest treścią naszego istnienia. Czy w takim razie nie istniałem? Czy byłem zdolny kogokolwiek pokochać? Nie wiem. Zawsze wydawało mi się, że kocham swojego brata, ale teraz zaczynałem w to wątpić. Bo czy można odsuwać się od osoby, którą się kocha i zamykać przed nią drzwi do swojego serca? Czy ja w ogóle posiadałem serce? Dlaczego w mojej głowie było tak wiele pytań, na które nie potrafiłem znaleźć odpowiedzi?
Tęskniłem za tymi czasami, kiedy wszystko było prostsze. Kiedy ja i Bill zamykaliśmy się w garażu i udawaliśmy, że dajemy koncerty przed olbrzymią publicznością. Byliśmy wtedy tacy beztroscy i dumni. Gdzie to się podziało? Gdzie zatraciłem tę umiejętność cieszenia się z detali? Teraz moje marzenia były w zasięgu ręki, a ja wcale nie chciałem po nie sięgać. Wolałem tkwić w swoim pokoju i użalać się nad sobą, choć to nie miało większego sensu.
Chciałbym móc cofnąć czas. Zmieniłbym wtedy wiele rzeczy. Nie pozwoliłbym odejść chłopcu, który kochał grać i miał marzenia. Nie opuściłbym Billa. Korzystałbym z szans, które ofiarował mi los. Teraz mogłem tylko udawać. Wkładać na twarz kolejne maski, by nikt nie zauważył, że moje marzenia ciągną mnie w dół.
Bill był taki szczęśliwy. Trzymał w ręce nasz pierwszy singiel. Wyglądał niesamowicie. W pełni oddawał to, kim byliśmy. Miał trafić do sklepów na dniach. Piosenka, która miała promować nadchodzący album szalała już na listach przebojów. Teledysk, który kręciliśmy przez ostatni weekend lada moment miał zostać wyemitowany na wszystkich muzycznych stacjach. Byliśmy fenomenem. Młodzi, zdolni i mający coś do powiedzenia.
Wciąż się uśmiechałem i posłusznie pozowałem do zdjęć. Gazety zabijały się, by jako pierwsze przeprowadzić z nami wywiad. Praktycznie się nie udzielałem. Dużo lepiej wychodziło mi uśmiechanie i kiwanie głową. To Bill z reguły opowiadał o tym, jak zawsze marzyliśmy o sławie, o poznaniu chłopaków, spotkaniu managera i sukcesie, który powoli osiągaliśmy. Radość emanowała z każdego wypowiadanego przez niego słowa, a ja nie miałem serca mu tego niszczyć.
Jestem pewien, że on widział mój ból, choć tak bardzo starałem się go maskować. Jednak wciąż nic nie mówił. Zupełnie jakby się poddał. I wtedy zacząłem się bać. Pierwszy raz w życiu widziałem w oczach mojego brata rezygnację. Czy i on w końcu mnie skreślił? Jeśli tak, to nie było już dla mnie ratunku.
Tak często upadałem, ale póki on był obok, by pomóc mi powstać nie zwracałem na to uwagi. Teraz upadłem i zdałem sobie sprawę, że wokół nie było nikogo. Zostałem zupełnie sam. Moja pustka w końcu osiągnęła to, do czego dążyła od samego początku. Pozbyła się z mojego życia wszystkich ludzi, którzy chcieli i byli w stanie mi pomóc. Niemal widziałem oczami wyobraźni, jak triumfowała. Naprawdę nie było ze mną dobrze.
Ciągłe wywiady, sesje i występy w telewizji męczyły mnie. Szczęka bolała od ciągłego uśmiechania. Musiałem bardzo nad sobą pracować, by nikt z zewnątrz nie dostrzegł, że nie pasowałem do obrazka, który tworzyli chłopcy. Byłem inny. Byłem zimny, pusty, automatyczny.
Moja mała spowiedź w niczym mi nie pomogła. Nie przyniosła ulgi ani rozwiązania problemów. Nadal byłem sam i nadal czułem się źle. Nie potrafiłem wykrzesać z siebie odrobiny dobrych uczuć. Potrafiłem tylko udawać. Byłem marionetką w rękach swojego chorego umysłu, który sterował mną wedle własnego upodobania. A ja nie miałem siły mu się opierać.
Była noc. Mieliśmy za sobą nasz pierwszy publiczny występ. Byłem absolutnie wyczerpany. A mimo to nie mogłem zasnąć. Leżałem na łóżko patrząc tępo w sufit. Co tym razem poszło nie tak? Przecież nawet podobało mi się stanie na scenie. Zacząłem coś czuć. Gdzie to znowu mi umknęło? Moje ciche westchnienie poniosło się echem po pokoju. Samotność to rzecz straszna, choć wcześniej nie zwracałem na to uwagi. Najgorsze w samotności jest to, że nie można jej zobaczyć. Nikt nie wiedział, jak bardzo samotny byłem. Jak to uczucie paliło mnie i sprawiało, że nie miałem siły się poruszyć.
Ciche pukanie do drzwi przerwało ciąg moich myśli. Czy możliwe, by Bill wyczuł to, co w tej chwili czułem? Nie chciałem tego. Nie chciałem, by musiał czuć takie okropności.
- Tom? Wszystko w porządku?
Jego cichy głos wywołał gęsią skórkę na moim ciele. Od tak dawna nikogo poza mną tu nie było.
- Nie Bill. Nie jest w porządku.
Drzwi cicho skrzypnęły. Odgłos bosych stóp stawianych na podłodze po chwili ucichł, a ja poczułem, że moje łóżko ugina się pod ciężarem Billa.
- Powiedz mi, co się z Tobą dzieje. Proszę.
- Jestem taki samotny i pusty w środku. Nie wiem, co mam zrobić, by to zmienić. Chyba jest już za późno. A ja tak bardzo chciałbym być znowu tym samym chłopcem.
Nie byłem w stanie powiedzieć nic więcej. Pierwszy raz od bardzo dawna poczułem, jak łzy cisną mi się do oczu. Pozwoliłem im popłynąć. To było takie dziwne uczucie. Nie sądziłem, że potrafię jeszcze płakać. Mój mały braciszek nic nie powiedział tylko mocno mnie przytulił, a ja zrozumiałem. Nie byłem sam i nigdy nie będę. Choćbym stał się najgorszym potworem na świecie i ranił go samym spojrzeniem on mnie nie zostawi tak, jak ja nigdy nie zostawię jego.
Zawsze będziemy razem.
Moja mała spowiedź dobiegła końca, a ja wreszcie poczułem ulgę. Może teraz wszystko zacznie zmieniać się na lepsze? Może jeszcze nie jest za późno?
Mam zaledwie piętnaście lat. Czy zdążyłem mocno nagrzeszyć przez tak krótki czas? Okazuje się, że tak. W moim życiu od pewnego czasu pierwsze skrzypce grają schematy. A do każdego schematu posiadam komplet masek. Czy potrafiłbym być sobą? Czy wiem jeszcze, kim tak naprawdę jestem?
Mam wrażenie, że ten pogodny chłopiec odszedł dawno temu, a ja, zbyt zajęty schematami, nawet tego nie zauważyłem.
Stoję przed lustrem. Spoglądam sobie prosto w oczy. Kogo widzę? Nie wiem. Osoba, na którą spoglądam nie jest mną. Nie może być. Bo jak mógłbym nie poznawać samego siebie? Czy można czuć się obcym we własnym ciele? Ja chyba tego doświadczyłem. Spuściłem wzrok nie chcąc więcej spoglądać w tą obcą twarz, która nie potrafiła wyrażać żadnych uczuć. Czy od dawna byłem pusty? Nie wiem. Ostatnio te dwa słowa są odpowiedzią na wszystkie moje pytania.
- Bill co się ze mną stało?
- Zmieniłeś się, a ja nie potrafiłem Cię uratować. Przepraszam.
Ból w oczach mojego brata był nie do zniesienia. Dlaczego obwiniał się za coś, na co tak naprawdę nie miał wpływu? Przecież nic nie nie mógł zrobić. Skoro ja nie potrafiłem tego powstrzymać, to jego starania tym bardziej nie przyniosłyby efektu. A mimo to mój mały braciszek czuł wyrzuty sumienia. Czy to nie ja powinienem je mieć?
Sumienie. Czym jest i jak się objawia? Nie wiem. Nigdy nie miałem wyrzutów sumienia. Nigdy nie dręczyło mnie poczucie, że coś zrobiłem źle i powinienem to jakoś naprawić. Będąc pustym w środku nie można liczyć na pomoc czegoś, co podobno każdy człowiek posiada. Czy w takim razie byłem wadliwym towarem pozbawionym sumienia, które pomaga nam rozróżniać dobro od zła?
Nigdy nie byłem specjalnie wierzący. Nie chodziłem do kościoła, nie modliłem się. Uważałem, że Bóg i tak nie znajdzie czasu, by zająć się moimi problemami. Czy właśnie w tym miejscu popełniłem błąd? Nie wiem.
Wciąż nagrywaliśmy naszą pierwszą płytę. Wszyscy byli podekscytowani. Bill bez przerwy nucił nowe utwory, a uśmiech nie schodził z jego twarzy. Georg i Gustav praktycznie zamieszkali w naszym salonie, gdzie razem z Billem przez długie godziny marzyli o trasie, fanach, teledyskach i pierwszych miejscach list przebojów. To był czas, w którym zacząłem unikać tego pomieszczenia nie chcąc się natknąć na ich dobry nastrój.
Znowu zamykałem się w pokoju i rzucałem gniewne spojrzenia w stronę gitary. Dlaczego przestałem o tym marzyć? Dlaczego zaczęło mnie to niszczyć, choć cała reszta odradzała się na nowo? Czy naprawdę coś było ze mną nie tak?
Wiele razy zawiodłem mojego brata. Nie było mnie obok, gdy tego potrzebował. Nie słyszał ode mnie słów pociechy. Moje ramiona były dla niego zamknięte. Nie mógł się na nich wypłakać. Mój pokój stał się niezdobytą twierdzą, którą w końcu przestał odwiedzać. Czułem, że miał mi to za złe, ale niczego nie powiedział. Chyba wciąż miał nadzieję, że coś się zmieni. Ja tą nadzieję straciłem dawno temu.
Nigdy nie kochałem. Nie wiem, czy to liczy się jako grzech, ale zawsze wpajano mi, że miłość jest treścią naszego istnienia. Czy w takim razie nie istniałem? Czy byłem zdolny kogokolwiek pokochać? Nie wiem. Zawsze wydawało mi się, że kocham swojego brata, ale teraz zaczynałem w to wątpić. Bo czy można odsuwać się od osoby, którą się kocha i zamykać przed nią drzwi do swojego serca? Czy ja w ogóle posiadałem serce? Dlaczego w mojej głowie było tak wiele pytań, na które nie potrafiłem znaleźć odpowiedzi?
Tęskniłem za tymi czasami, kiedy wszystko było prostsze. Kiedy ja i Bill zamykaliśmy się w garażu i udawaliśmy, że dajemy koncerty przed olbrzymią publicznością. Byliśmy wtedy tacy beztroscy i dumni. Gdzie to się podziało? Gdzie zatraciłem tę umiejętność cieszenia się z detali? Teraz moje marzenia były w zasięgu ręki, a ja wcale nie chciałem po nie sięgać. Wolałem tkwić w swoim pokoju i użalać się nad sobą, choć to nie miało większego sensu.
Chciałbym móc cofnąć czas. Zmieniłbym wtedy wiele rzeczy. Nie pozwoliłbym odejść chłopcu, który kochał grać i miał marzenia. Nie opuściłbym Billa. Korzystałbym z szans, które ofiarował mi los. Teraz mogłem tylko udawać. Wkładać na twarz kolejne maski, by nikt nie zauważył, że moje marzenia ciągną mnie w dół.
Bill był taki szczęśliwy. Trzymał w ręce nasz pierwszy singiel. Wyglądał niesamowicie. W pełni oddawał to, kim byliśmy. Miał trafić do sklepów na dniach. Piosenka, która miała promować nadchodzący album szalała już na listach przebojów. Teledysk, który kręciliśmy przez ostatni weekend lada moment miał zostać wyemitowany na wszystkich muzycznych stacjach. Byliśmy fenomenem. Młodzi, zdolni i mający coś do powiedzenia.
Wciąż się uśmiechałem i posłusznie pozowałem do zdjęć. Gazety zabijały się, by jako pierwsze przeprowadzić z nami wywiad. Praktycznie się nie udzielałem. Dużo lepiej wychodziło mi uśmiechanie i kiwanie głową. To Bill z reguły opowiadał o tym, jak zawsze marzyliśmy o sławie, o poznaniu chłopaków, spotkaniu managera i sukcesie, który powoli osiągaliśmy. Radość emanowała z każdego wypowiadanego przez niego słowa, a ja nie miałem serca mu tego niszczyć.
Jestem pewien, że on widział mój ból, choć tak bardzo starałem się go maskować. Jednak wciąż nic nie mówił. Zupełnie jakby się poddał. I wtedy zacząłem się bać. Pierwszy raz w życiu widziałem w oczach mojego brata rezygnację. Czy i on w końcu mnie skreślił? Jeśli tak, to nie było już dla mnie ratunku.
Tak często upadałem, ale póki on był obok, by pomóc mi powstać nie zwracałem na to uwagi. Teraz upadłem i zdałem sobie sprawę, że wokół nie było nikogo. Zostałem zupełnie sam. Moja pustka w końcu osiągnęła to, do czego dążyła od samego początku. Pozbyła się z mojego życia wszystkich ludzi, którzy chcieli i byli w stanie mi pomóc. Niemal widziałem oczami wyobraźni, jak triumfowała. Naprawdę nie było ze mną dobrze.
Ciągłe wywiady, sesje i występy w telewizji męczyły mnie. Szczęka bolała od ciągłego uśmiechania. Musiałem bardzo nad sobą pracować, by nikt z zewnątrz nie dostrzegł, że nie pasowałem do obrazka, który tworzyli chłopcy. Byłem inny. Byłem zimny, pusty, automatyczny.
Moja mała spowiedź w niczym mi nie pomogła. Nie przyniosła ulgi ani rozwiązania problemów. Nadal byłem sam i nadal czułem się źle. Nie potrafiłem wykrzesać z siebie odrobiny dobrych uczuć. Potrafiłem tylko udawać. Byłem marionetką w rękach swojego chorego umysłu, który sterował mną wedle własnego upodobania. A ja nie miałem siły mu się opierać.
Była noc. Mieliśmy za sobą nasz pierwszy publiczny występ. Byłem absolutnie wyczerpany. A mimo to nie mogłem zasnąć. Leżałem na łóżko patrząc tępo w sufit. Co tym razem poszło nie tak? Przecież nawet podobało mi się stanie na scenie. Zacząłem coś czuć. Gdzie to znowu mi umknęło? Moje ciche westchnienie poniosło się echem po pokoju. Samotność to rzecz straszna, choć wcześniej nie zwracałem na to uwagi. Najgorsze w samotności jest to, że nie można jej zobaczyć. Nikt nie wiedział, jak bardzo samotny byłem. Jak to uczucie paliło mnie i sprawiało, że nie miałem siły się poruszyć.
Ciche pukanie do drzwi przerwało ciąg moich myśli. Czy możliwe, by Bill wyczuł to, co w tej chwili czułem? Nie chciałem tego. Nie chciałem, by musiał czuć takie okropności.
- Tom? Wszystko w porządku?
Jego cichy głos wywołał gęsią skórkę na moim ciele. Od tak dawna nikogo poza mną tu nie było.
- Nie Bill. Nie jest w porządku.
Drzwi cicho skrzypnęły. Odgłos bosych stóp stawianych na podłodze po chwili ucichł, a ja poczułem, że moje łóżko ugina się pod ciężarem Billa.
- Powiedz mi, co się z Tobą dzieje. Proszę.
- Jestem taki samotny i pusty w środku. Nie wiem, co mam zrobić, by to zmienić. Chyba jest już za późno. A ja tak bardzo chciałbym być znowu tym samym chłopcem.
Nie byłem w stanie powiedzieć nic więcej. Pierwszy raz od bardzo dawna poczułem, jak łzy cisną mi się do oczu. Pozwoliłem im popłynąć. To było takie dziwne uczucie. Nie sądziłem, że potrafię jeszcze płakać. Mój mały braciszek nic nie powiedział tylko mocno mnie przytulił, a ja zrozumiałem. Nie byłem sam i nigdy nie będę. Choćbym stał się najgorszym potworem na świecie i ranił go samym spojrzeniem on mnie nie zostawi tak, jak ja nigdy nie zostawię jego.
Zawsze będziemy razem.
Moja mała spowiedź dobiegła końca, a ja wreszcie poczułem ulgę. Może teraz wszystko zacznie zmieniać się na lepsze? Może jeszcze nie jest za późno?
Genialny odcinek! Już nie mogę doczekać się kolejnego. Strasznie jestem ciekawa jak potoczą się losy bliźniaków.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny ;)
Mam nadzieję, że kolejny Cię nie rozczaruje :)
UsuńWitaj ;) Informujemy, że Twoje opowiadanie zostało dodane do Spisu FFTH w kategorii Twincest. Znajdziesz je pod tym linkiem: https://sffth-twincest.blogspot.com/2017/10/in-deinem-schatten-wiki.html. W razie jakichkolwiek zastrzeżeń prosimy o powiadomienie nas o tym w komentarzu.
OdpowiedzUsuńZapraszamy również do obserwacji naszej strony (https://www.facebook.com/sffth/) oraz zaglądania na grupę FFTH (https://www.facebook.com/groups/ffth.poland/), na facebooku.
Pozdrawiamy i życzymy dużo weny oraz wytrwałości! ;)
Powiem szczerze, że nie pamiętam historii, w której Tom byłby tak nostalgiczny, niepewny, wręcz na skraju depresji. A Bill? Czy jemu wystarczyły takie powierzchowne i ogólnikowe wyjaśnienia brata? Coś mi się wydaje, że jak w tym szaleństwie, które ich teraz otacza, znajdą chwilę samotności, wtedy każde uczucie wypłynie. Mam rację? :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, życzę weny i nie omieszkam zaprosić do siebie - miło znowu być wśród ludzi tworzących FFTH, w kupie siła! ;*
http://heisnotok.blogspot.com
jutro mam dzień wolny od pracy, więc na pewno zajrzę. I dziękuję za opinię - chciałam stworzyć obraz Toma, jaki mam niemal od zawsze w głowie i mam nadzieję, że mi się to uda.
Usuń